Czyż ja nie mam pięknego życia? Już przebudzony, jeszcze dosypiam, a tu ktoś mi puka do drzwi. A to pan kurier. Pyta czy lubię czekoladki. No przecie, kto nie lubi! I dał mi prezent od CHCO.
Takie prezenty to ja lubię. A że firma po prostu mi je przysłała i nawet nie zapytali, czy odwdzięczę się jakimś wpisem, to z tym większą przyjemnością ich zareklamuję. Pasują mi do stylu tego bloga.
Kilka dni temu widziałem ich stoisko w Złotych Tarasach. Mają zabójcze ceny, ale jakość zawsze kosztuje. Podobają mi się ich opakowania, mocno wyróżniają się na tle innych czekoladowych produktów. Więcej fotek znajdziecie na ich fan page.
Czekolada CHCO Cappuccino orange. Jest w porządku, ale lepiej na początek kupić:
Hotchocspoon. Wkłada się to do kubka z gorącym mlekiem, ale szkoda tracić czekolady. Ja tam się w żadne mleko nie bawiłem.
Krem CHCO jest fantastyczny! Przede wszystkim jest w nim pełno orzechów, ślicznie rozsmarowuje się grubą warstwą na pieczywie i mam wrażenie, że w smaku przypomina wyroby Hershey’s.
Doskonale smakuje na bułce prosto z piekarnika. Popite coca-colą.
Ale już nie mogę. Zjadłem pół słoika i czuję, że za chwilę pęknę.
Od jutra dieta.