Lotnisko Berlin Tegel. Stoję w kolejce obok bardzo, ale to bardzo wkurzonych podróżnych. Ja wkurzony nie jestem. Ale szczęśliwy też niezbyt.
Dziś na szybko, a jutro jak się ogarnę (lub pojutrze) będzie baaaardzo obszerny tekst z masą zdjęć.
Dzień zaczął mi się o trzeciej w nocy. O czwartej zabierano mnie na lotnisko w Mombasie. O 9:00 miałem lot do Monachium. Jakoś trzeba sobie w życiu radzić, a że byłem zmęczony i nie za bardzo chciało mi się siedzieć na twardych krzesłach w poczekalni, to dałem 10 dolarów łapówki uroczej murzynce. Wpuściła mnie do poczekalni dla VIP.
Tak sobie myślę – żal mi „oszczędnych rodzinek”, które czasami męczą siebie i własne dzieci czekając na lotniskach w koczowniczych warunkach po kilka lub kilkanaście godzin i szkoda im wydać kilkadziesiąt złotych na wejście do strefy dla vipów.
Lot opóźnił się o ponad godzinę, bo coś się zepsuło w kargo i pracownicy lotniska musieli nosić nasze walizki na plecach.
W Monachium miałem 30 minut na przesiadkę do Berlina. Bez problemów.
W Berlinie byłem o 18:30. Miałem półtorej godziny do samolotu do Polski. Luzik.
No prawie…
Gdzie moja walizka?
- Nie ma – odpowiedział pracownik lotniska.
- Spoko. Co teraz?
- Musi pan iść do lost and found.
- Dobrze, pan musi, pan pójdzie.
W lost and found „off the record” poinformowano mnie, że tym w Monachium bardziej opłacało się nie załadować wszystkich walizek niż opóźnić lot. Interesujące.
Wypełniłem druczek, walizka przyjdzie za trzy dni. Później napisałem do biura pytanie o należne mi odszkodowanie. W końcu po coś płaciłem najwyższą stawkę za ubezpieczenie.
Na odpowiedź czekam.
Zgubioną walizką w ogóle się nie przejąłem. Miałem w niej tylko kosmetyki, ubrania, płetwy i dwa aparaty. Co się nie odkupi, to się dostanie :) Zresztą i tak od jakiegoś czasu marzy mi się lustrzanka. Może niech lepiej to wszystko się zgubi, będę miał motywację, by zmienić na lepsze.
Na szczęście w Kenii wyjąłem z niej klucze od mieszkania, a karty, pieniądze, sprzęt i ładowarki(!) zawsze wożę przy sobie.
Tylko tak trochę głupio było przechodzić na lotnisku z jednego terminala na drugi w minusowej temperaturze. W trampkach i krótkich spodenkach.