Pamięć absolutna – recenzja biografii Arnolda Schwarzeneggera.
Jeden z tych aktorów, o których mało kto powie „mój ulubiony”, ale prawie każdy widział co najmniej jeden film z nim w roli głównej.
On nie jest taki głupi. To była myśl, jaka towarzyszyła mi przy czytaniu jego biografii. Sięgnąłem po nią, sam nie wiem dlaczego, pewnie liczyłem, że poczytam sobie trochę hollywoodzkich historyjek, a że widziałem wszystkie filmy z Arnoldem, spodziewałem się, że będzie to szybka lektura.
I taka też była, choć dostałem coś innego. Wciągnęła mnie od samego początku, bo wspominając swoje dzieciństwo, pisał, jak zawsze marzył o Ameryce, że kiedyś tam zamieszka, stanie się sławny i bogaty. W tym celu zaczął trenować kulturystykę, sport kompletnie ignorowany, właściwie nieznany i kojarzony z ćwierćinteligentami. Aby nieco bardziej go ludziom przybliżyć napisał książkę, pojawiał się na seminariach, edukował środowiska i sportowców i dziennikarzy. Przede wszystkim jednak ciągle mówił, że jego celem jest Ameryka i sława na całym świecie, choć znajomi i rodzina kwitowali to uśmiechem politowania.
Do pewnego momentu miałem wrażenie, że jego historia w dużej mierze pokrywa się z moją historią, a blogosfera jest w tym samym miejscu, w którym kulturystyka była 50 lat temu. Ja jestem jeszcze na lokalnym etapie, niemniej też uważam, że moja przyszłość jest za oceanem, a celem: cały świat. Pewnego dnia będę najpoczytniejszym pisarzem na świecie i dostanę Oskara. A po lekturze biografii Arnolda wiem też, że moja żona musi być fajna, a polityka to ciekawe doświadczenie. Kto wie, może do planów dorzucę też fotel gubernatora. Jeszcze nie wiem jakiego miasta.
Jak na książkę, do której mam emocjonalny stosunek, otrzymuje niską notę. Czyta się świetnie, 650 stron pochłonąłem w trzy dni, a jednej nocy skończyłem czytanie o 5 nad ranem. Niestety pełno jest w niej dłużyzn i mało interesujących faktów z życia Arnolda. Język jest prosty do bólu. Każda postać opisywana jest cechami takimi jak „niski”, „gruby”, „siwy”. Zauważyłem, że o nikim nie wypowiada się źle, tak jakby całe życie otaczał się przyjaciółmi. Bije bardzo lekko, zazwyczaj tym, którzy już nie mogą się bronić, bo nie żyją. Opisów tego, jakim wspaniałym jest mężem i ojcem, a jego żona żoną jest za dużo. Potrafił przyznawać się do błędów, zwłaszcza popełnianych w polityce na stanowisku gubernatora, ale nigdy mnie nie zaskoczył. Może jest święty, a może uznał, że nawet w biografii trzeba się wybielać. Zdziwiło mnie, że podał bardzo mało ciekawostek związanych z filmami.
„Pamięć absolutna” to dobre czytadło. Jedną trzecią książki zajmuje tematyka kulturystyki, jedną trzecią rodzina i dzieci i jeśli ktoś umie szybko przerzucać strony, to jakieś 200 ciekawych się znajdzie i dla nich warto tę pozycję kupić.
No ale jeśli nie planujesz mieć apartamentu w Nowym Jorku i zostać legendą za życia, to może jednak sobie odpuść.