Odsiałem te, które były „sztucznie” pompowane dzięki linkom w mediach, wykopach i innych takich. Odsiałem też wpisy sponsorowane. Nie musicie tych tekstów wszystkich czytać teraz. One na pewno zostaną skopiowane na nowego bloga. Iwonki już nad tym pracują. W pocie czoła, po 14 godzin dziennie, z monitoringiem nad cyckami.

And the winner is… SUSHI! Wpis, który planowałem przez parę lat i nigdy nie miałem czasu się za niego wziąć aż pewnej zimowej nocy nie miałem lepszego pomysłu na tekst. Sporo pracy mnie kosztował, ale jak widać opłacił się.

To też jeden z tych tekstów, do których notatki robi się latami, a później wyławia co lepsze kawałki układając w jedną całość. Na nowym blogu tego typu wpisów będzie bardzo dużo.

A już nawet nie pamiętam, czy ja się wtedy znałem z Elizą. Chyba tak. Na pewno tak, ale jakoś wtedy chyba jeszcze trzymaliśmy dystans. Dziwny tekst, bo w statystykach google był na wysokim miejscu i odruchowo dorzuciłem go do dzisiejszej listy, a tutaj widzę, że to jednak tylko 17 tys. unikalnych. Google natomiast policzyło mi odsłony, a tych było ponad 40 tysięcy. Ktoś chyba bardzo często wracał do tego tekstu.

Sam miód. Piękny trolling na biedę, pośmiałem się trochę z Polaków mieszkających poza Manhattanem, podałem kilka kwot, które zwaliły z nóg i rzucili się na mnie polonijni hejterzy. Trolling na biedę zawsze skuteczny. Niedawno kilka prawicowych oszołomów jechało po mnie za wpis na FB broniący Amazona. Dowiedziałem się nawet, że firma mi płaci. A ja nawet nowego Kindle nie mam.

Chyba jedyny post z cyckami. Kiedy go publikowałem, przeszedł właściwie bez echa, ale google mi dobrze tę panią wypozycjonowało, dzięki czemu codziennie kilkadziesiąt osób sprawdza, jakie cycki ma Micaela. No brzydkie, bo sztuczne zawsze są brzydkie.

Też klasyczny trolling w moim wykonaniu, przy czym z żadnego zdania się nie wycofuję. Napisałem, co wiedziałem.

Zaskoczenie roku. Taka tam recenzja, trochę na kolanie pisana, trochę, bo nie miałem weny, a tu bum. Trzy dychy odsłon. Skąd? Za co? Jeszcze żebym skrytykował, poszedł pod prąd, ale gdzie tam.

Co jakiś czas pytacie mnie, czy estrendy wróci. Z estrendy jest taka sytuacja, że ja lubiłem ten cykl, ale było przy nim tyle roboty, a przy tym jakość zdjęć beznadziejna, że pomysł zawiesiłem, ale na nowym blogu wróci. W całkiem innej formie. O niebo lepszej. O dwa nieba!

Klasyka kominkowa. Wyliczanki zawsze były moją mocną stroną. Na drugim blogu niektóre notowały po 200-300 tys. odsłon. Ale z nimi miałem zawsze kłopot, bo one wyglądają jak robota na łatwiznę, tymczasem jest przy nich masa roboty. Pomijając, że notatki, grypsy i inne bon moty zbiera się często latami, to samo pisanie i dobór zdjęć zajmuje od 6 do 9 godzin. A ja jestem na to zbyt leniwy, dlatego wyliczanek u mnie było mało. Dotychczas.

Mam sentyment do tego tekstu, bo on był tak pisany z braku laku, a stał się pierwszym, który na półtoramiesięcznym wówczas esiątku, zebrał sporo odsłon.
Instagram mój rośnie w siłę. Lada tydzień, a dobiję do 10 tysięcy subskrybentów, co jest dla mnie wyjątkowo motywujące, ale i uszczęśliwiające. Na nowym blogu część tematyki zostanie przeniesione na Instagram, ponadto wpadłem na pomysł, żeby uhonorować tych, którym się chce ciągle gapić na mnie, piesię i moje kotlety mielone. Zamierzam właśnie na Instagram i tylko subskrybentom zaprezentować w ten weekend moje logo i wprowadzić tam moją nową nazwę. Tylko to. Blog dopiero 31 grudnia.
Z pozycji bloga i fanpage nie będzie można tego obserwować. Usunę ten widget, który widzicie po prawej :) To ma być exclusiv dla brzdąców z Instagrama. Im też się coś od życia należy.
Jeśli jeszcze nie dołączyłeś do nas na Insta, to nic nie stoi na przeszkodzie, byś zrobił to teraz. Albo jutro, bo jutro zamierzam wrzucić pierwsze od 2 miesięcy i już ostatnie na tym blogasku Sunday Photo. Tak, w czwartek. Dla mnie to jak niedziela.
Puknięcie w fotkę przeniesie cię na insta.